Wigilia Bożego Narodzenia to ten jeden magiczny dzień w roku w którym osobiście staram się dostosowywać do rodzinnych tradycji. Od małego nauczono mnie kultywowania obrzedów, które w mojej rodzinnej podlaskiej wsi przetrwały do dzisiaj. Jak ten dzień wygląda u mnie? Zapraszam dalej.
Tu gdzie geograficznie spotyka się Podlasie z Mazowszem leży moja ukochana rodzinna miejscowość. Platerów. Wieś położona w odległości 8 kilometrów od rzeki Bug i jej malowniczej doliny. I najpewniej urokliwość okolicy, to jeden z czynników, dlaczego tak bardzo ukochałem to miejsce. Chociaż sama miejscowość nie tętni już życiem jak za czasów mojej młodości to nadal można tu spotkać wiele osób przyjeżdzających do sklepu, banku czy kościoła z pobliskich okolicznych wsi. Pomimo, że na codzień średni przedział wiekowy wynosi pewnie 50 i więcej, to Wigilia to ten dzień, kiedy wszyscy młodzi, którzy wyjechali na studia, czy za pracą do miasta powracają, by raz w roku tchnąć życie w osadę, która jeszcze na początku XX-wieku nosiła nazwę Pasieka.
Naogół puste ulice, tego akurat dnia stają się pełnie biegających za ostatnimi zakupami ludźmi. Jeszcze przed laty, gdy nadmiar śniegu w święta nie pozwalał na odpuszczenie odśnieżania nawet na godzinę, mogłem obserwować jako dorastający chłopak tych ludzi, którzy niczym mrówki przed nadchodzącą burzą biegają w ferworze nadchodzącego kataklizmu. Ahhh jakże brakuje mi tych czasów.
Muszę Wam się do czegoś przyznać. Bałem się okropnie przed rozpocząciem pisania mojego tekstu, czy emocje związane z moim szczęśliwym dzieciństwem nie wezmą góry i pozwolą mi dokończyć ten tekst. I to jest właśnie pierwszy moment w których zatrzymałem się, bo moje oczy dość mocno się zaszkliły... Chwila przerwy i wracam! Obiecuję.
Dzisiaj zabieram Was w podróż do 1997 roku, kiedy dokładnie miałem 10 lat. Tak wiem! Już jestem stary! Ale jeśli chcecie przeczytać więcej, to unieście dwa palce w górę i harcerskim zwyczajem obiecajcie, że nikomu nie zdradzicie mojej słodkiej tajemnicy. Umowa stoi? Pewnie zdąrzyliście się już zastanowić dlaczego właciwie rok 1997? Co się wtedy wydarzyło?! Otóż już jako 10 letni chłopak byłem coraz bardziej świadomy tego co się wokół mnie dzieje. Żył jeszcze mój dziadek i tata, przez co najcześciej wspominam tamte właśnie święta. I pomimo, że staramy się kultywować wszystkie przejęte wigilijne obrzędy, to nic już nie jest tak samo...
A więc wracając ostatniego dnia przed świąteczną przerwą ze szkoły zawsze zostawaliśmy dłużej na przyszkolnej górce, aby pozjeżdzać na butach lub tyłku, co zawsze kończyło się jakimś otarciem. Czasem jak mieliśmy dużo szczęścia i Pan od WF-u nie zamknął jeszcze magazynka z sankami, to kończyło się bez "ofiar" w postaci porwanych na tyłku spodni. Maszerując gwarną grupką znajomych do domu po kilku tygodniach intensywnej nauki, pierwsza myśl jaka przychodziła do głowy to świąteczny odpoczynek! Przecież są święta i nie trzeba nic robić! Nic bardziej mylnego.
Wigilijny poranek można było poznać przede wszystkim, że już od siódmej rano mama próbowała nas budzić już od siódmej rano. Tak! Nas - mam jeszcze trzy lata młodsza siostrę, która od małego dawa mi się we znaki! Ogromny gwar w kuchni i lista zadań do wykonania sprawiała, że czasem czułem się jak jakiś superbohater. Odśnieżyć podwórko, ubrać choinki, odebrać świeże pieczywo z piekarni umiesczonej 50 metrów pod domem i to wszystko bez jedzenia? Ja dam radę? Tak dobrze słyszycie. Bez jedzenia. W naszym domu tradycją jaką przekazali nam dziadkowie był wigilijny post, który trwał od samego rana aż do pierwszego wigililijnego posiłku. Pomimo 10 lat od zawsze potrafiłem uszanować te obyczaje, chociaż w innych kwestiach stawiałem zawsze na swoim. Nie wiecie, jaki smutek wywował u mnie zeszłoroczny postój na stacji CPN, kiedy w wigilijne przedpołudnie czekając w gwarnej kolejce okazło się, że połowa z tych osób czeka na hot doga! A gdzie jest Wasze krzewienie tradycji pomyślałem. Niestety, obecne czasy sprawiają, że łatwiej nam przystosowywać się do obcych obyczajów np. Halloween niż pielęgnować swoje, zakorzenione w historii.
Podlasie rządzi się swoimi prawami i jak już wcześniej napisałem Wigilia to dzień w którym ubieramy choinkę, która zostaje z nami aż do święta trzech króli. To właśnie w wigilijne przedpołunie, zbieraliśmy się z tatą na podwórku, dyrygowani przez generała mamę uwikłanego w ostatnie doprawianie świątecznych potraw. "Te lampki wyżej! no gdzie niebieskie z czerwonymi" - dawało się dość głośno słyszeć zza okna. Kiedy choinki przed domem były już gotowe, zabieraliśmy się za wisienkę na torcie. Prawdziwa, piękna żywa choinka. Piękna? Pojęcie względne. Jak to moja mama mawiała - "do trzech razy sztuka", kiedy tacie nie udało się wybrać za pierwszym razem dostatecznie dorodnego drzewka.
Obecna moda jest nieco inna. Czasami przejeżdzając moją ulicą, która niegdyś rozświetlała się kolorowymi światełkami dopiero w wigilijny wieczór obserwuję, że już od połowy grudnia w przeddomowych ogródkach można dostrzec świecące renifery, bałwany i nielizczoną ilość mrygających lampek. Czy tylko ja pamiętam o tym, że zawsze choinkę ubierało się w wigilię? Tak rozumiem Was! Brak czasu sprawił, że nigdyś na wieś przyjeżdżało się już na dwa dni przed świętami aby dostatecznie się przygotować do nich z rodziną i naprawdę poczuć ich magię. Przecież nie będziecie ubierać choinki w wigilię, kiedy jeszcze trzeba kupić resztę prezentów. Pomimo, że tradycja ubierania choinki w wigilię jest coraz mniej pamiętana w moim domu pozostanie ze mną do końca. Czasami trzeba zwolnić, nie myśląc o prezentach, bo dzieciom frajdę sprawiają naprawdę najmniejsze rzeczy. A czy jest coś piękniejszego niż wspólne ubieranie choinki w akompaniamencie świątecznych kolęd? Uwierzcie mi, że nie.
A teraz czas się z Wami pożegnać bo jest już 3:01 a rano wybieram się po najpiękniejszą żywą choinkę w okolicy! Jeżeli w Waszych domach są inne tradycje podzielcie się nimi w komantarzach pod spodem!
Przepisy na drinki domowym sposobem
Kolejną 2-gą część znajdziecie w dodatkowych materiałach pod spodem.
Zakręcony człowiek z setką pomysłów na minutę. Kilkuletnie doświadczenie w pracy za barem pozwoliło mi dziś prowadzić tego bloga i dzielić się z Wami swoimi doświadczeniami i przepisami. Od 2009 roku prowadzę także, agencje barmańską Cocktails World - zajmującą się obsługą barmańską, szkoleniami, warsztatami. Mam nadzieję, że razem będziemy zmieniać kulturę picia alkoholu.
Zapraszam
Przemysław Szoplewski
www.cocktails-world.pl